24 września 2017

Paintball: Chanyeol

     Jeszcze przed południem nauczyciele kazali nam ubrać się w coś wygodnego i założyć porządne obuwie. Zastanawiałem się, co też tym razem będziemy robić. Poszedłem do namiotu pierwszy i przebrałem się w ciemnozielone spodnie i czarny podkoszulek, a na nogi wciągnąłem swoje czarne glany z metalem w czubkach i piętach. Lucas dołączył do mnie po pewnej chwili, a po krótkim czasie wróciliśmy do nauczycieli i reszty grupy. Gdy nauczyciele upewnili się, że wszyscy są odpowiednio ubrani i mają ze sobą wodę, ruszyliśmy spacerem przez chłodny las. Okazało się, że miejsce, do którego zmierzaliśmy, wyglądało jak replika bazy wojskowej. Większość uczniów rozglądała się z zainteresowaniem, które po chwili przemieniło się w radość gdy usłyszeliśmy, że czeka nas gra w paintballa.
     Nauczyciele wyjaśnili nam, na czym będzie polegała gra oraz podali nam wszelkie inne potrzebne informacje. Oczywiście musieliśmy podzielić się na drużyny, co miało nastąpić poprzez losowanie opaski w kolorze czerwonym lub niebieskim. Dostaliśmy też kombinezony, żebyśmy nie pobrudzili farbami ubrań. Gdy nadeszła moja kolej na losowanie, wyciągnąłem z woreczka czerwoną opaskę. Odchodząc na bok rozglądałem się i wtedy zobaczyłem, że Lucas miał opaskę niebieską.
     Zrobiło mi się trochę przykro, że mój towarzysz nie był ze mną w drużynie. Chociaż z drugiej strony, gra przeciwko przyjacielowi mogła być bardzo zabawna. Nieco jednak martwił mnie fakt, że Lucas wylądował w składzie z Jovelem. Nie wątpiłem, że będzie się w niego zaczepiał, ale miałem nadzieję, że Dahmer mu nic nie zrobi. Bo jeśli skrzywdzi mojego przyjaciela, to się zemszczę.
     Dostaliśmy żetony potrzebne do wypożyczenia broni i amunicji oraz ochraniaczy i maski na głowę. Zaopatrzyłem się w najpotrzebniejsze rzeczy i wybrałem broń, po czym wziąłem czerwone kulki, odpowiadające barwie mojej drużyny. Podszedłem do Lucas'a, po raz kolejny zerkając z lekkim żalem na błękitną opaskę na jego ramieniu. Przyjaciel nieco narzekał na towarzystwo Jovela, ale gdy pomogłem mu obmyślić plan mszczenia się na naszym "wrogu" humor od razu mu się poprawił.
- No dobra. To do zobaczenia. - uśmiechnął się do mnie zawadiacko, po czym ruszył w kierunku swojej drużyny.
     Ja miałem jednak inną wizję pożegnania. Gdy tylko Lucas odwrócił się do mnie plecami, wymierzyłem mu kopniaka swoim twardym glanem. Chłopak aż odskoczył kawałek do przodu.
- Powodzenia. - zaśmiałem się.
Miałem już ruszyć w swoją stronę, ale oczywiście Lucas nie mógł pozostać mi dłużny. Gdy tylko odwróciłem się do niego plecami, poczułem na swoich czterech literach podeszwę jego buta. Podskoczyłem z zaskoczeniem i chwyciłem się za nieco bolący zad, jednak gdy spojrzałem na Lucas'a wybuchnąłem śmiechem, widząc jak leży rozłożony na ziemi. Z tego co widziałem wynikało, że nie wszystko poszło po jego myśli, ale odstawił niezłą komedię. Dopiero po pewnej chwili pomogłem mu wstać.
- Ty weź się nie zabij przed rozpoczęciem. - wydyszałem, nie mogąc przestać się śmiać.
- Tak, tak. - pokiwał energicznie głową.
     Wyglądało na to, że jest podekscytowany nadchodzącą rozgrywką. Gdy tylko zawołali nas do swoich drużyn, pomachał mi na pożegnanie i odbiegł, znikając w grupce niebieskich. Od teraz mieliśmy być wrogami przez kolejne 25 minut. Ciekawe, jak potoczy się ta rozgrywka...
     W swojej drużynie kojarzyłem jedynie Alissę Turner, Jimmy'ego Dorleya oraz Suzie Johnson. O ile pamięć mnie nie myliła, Jimmy był w parze z Jovelem. Był to raczej niski chłopak o delikatnej budowie i błękitnych oczach. Suzie była współlokatorką Samanthy, naszej królowej. Z tego co wiedziałem, kocha róż, ale przez swoją rangę musi się z tym nieco hamować. Reszta grupy była mi nieznana, niektórych widziałem nawet po raz pierwszy. Ale wyglądali na całkiem miłych, no iw końcu miałem spędzić z nimi tylko trochę czasu.
     Właściciele strzelnicy wytłumaczyli wszystkim zasady gry. Dowiedzieliśmy się też, że moja drużyna, czerwoni, mają bronić fort, natomiast niebiescy mają na niego szturmować. Mieliśmy tylko po trzy życia... Gra zapowiadała się na prawdę ciekawie.
     Gdy mieliśmy już zacząć, odprowadzono moją drużynę do fortu. Przypomniano nam jeszcze o paru zasadach, po czym zostaliśmy zostawieni samym sobie. Część grupy szeptała między sobą z podnieceniem w głosie, a reszta tylko rozglądała się obojętnie po forcie. Czułem lekkie podniecenie, a nawet poddenerwowanie i zastanawiałem się, kto wygra. No i cały czas modliłem się w myślach, by Lucas nie zginął z rąk Jovela. Starałem się jednak zachować dość obojętny i spokojny wyraz twarzy. Nie rozmawiałem ze swoją grupą, bo w końcu nikogo nie znałem, a nie wiedziałem jak zagadać. Z resztą, inni też nie do końca się znali, a na dodatek wszyscy byli teraz zajęci ostatecznymi przygotowaniami do gry. Poprawiali kombinezony, ochraniacze, sprawdzali amunicję. Druga drużyna zapewne też wprowadzała teraz ostatnie poprawki.
     Gdy gra się rozpoczęła część drużyny pobiegła w teren, oddalając się od fortu, a pozostali zostali przy nim. Ja byłem w tej drugiej grupce, w końcu więcej ludzi przy forcie zwiększy nasze szanse. Przez parę, wydawałoby się, długich minut, przy forcie nic się nie działo. Obozowicze rozglądali się z uwagą, od czasu do czasu przechodząc na inne pozycje, to się oddalając, to znów wracając do fortu i badając teren. Dopiero po dłuższej chwili gdzieś z lasu dobiegły do nas śmiechy. Wydawało mi się, że w oddali widziałem cień między drzewami. Inni chyba nie zwrócili na to uwagi, albo po prostu nie mieli ochoty ruszać się ze swoich pozycji, więc sam pobiegłem w tamtym kierunku.
     Instynkt mnie nie mylił. Po przejściu kawałka drogi zauważyłem przede mną jakiegoś chłopaka z błękitną opaską na ramieniu. Obcy stał do mnie plecami, więc nie myślałem długo i po prostu do niego strzeliłem. Czerwona farba rozprysnęła się na jego łopatce, a on odwrócił się z lekkim zaskoczeniem. Nie byłem pewien, czy po oberwaniu też może do mnie strzelać, ale na wszelki wypadek wskoczyłem w najbliższe krzaki, przeturlałem się kawałek dalej, po czym podniosłem się na nogi i odbiegłem, żeby nie dostać z kulki. W końcu ja mam tylko trzy życia, trzeba je oszczędzać.
     Wiedziałem, że chłopak musi teraz się wycofać, żeby zmyto z niego farbę, więc prawdopodobnie się na niego nie natknę. Przynajmniej nie przez następne parę minut. Ruszyłem przed siebie, bo skoro zaszedłem już dość daleko, nie widziałem sensu wracania. No i mogłem się trochę zabawić.
     Gdy szedłem w ciszy przez las nagle parę metrów przede mną przemknął Lucas. Przebiegł na tyle szybko, że rozpoznanie go było trudne, jednak jakoś rzucił mi się w oczy. Chociaż powinienem do niego strzelić, nie zdążyłem nawet zareagować. Na szczęście dostałem drugą okazję, gdyż zaraz za Lucas'em najwyraźniej ktoś biegł. Między drzewami zdążyłem jedynie zauważyć błękitną opaskę, a to mi wystarczyło. Nie musiałem wiedzieć, kto to jest. Gdy tylko postać wychynęła z zarośli, strzeliłem.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że trafiłem Jovela. Aż nie mogłem ukryć uśmiechu. Nienawistne spojrzenie Dahmera dało mi jeszcze większą satysfakcję. Zacząłem się wycofywać, gdy nagle coś uderzyło w moje ramię. Spojrzałem w ten punkt i ujrzałem niebieską plamę. Gdy podniosłem wzrok niedaleko stał Lucas, śmiejąc się na cały głos. Po trzymanej wysoko głowie było widać, że jest z siebie dumny.
- No i mnie masz... -  mruknąłem pod nosem, zaraz po tym lekko się uśmiechając.
     Nie było jednak czasu na pogaduszki. Wycofałem się do fortu, żeby zmazano ze mnie farbę i akurat gdy wyszedłem na zewnątrz zobaczyłem, jak Jimmy obrywa niebieską kulką. Wyglądało na to, że niebiescy zaczęli się zbliżać. Zaczęli nas okrążać i chociaż udało mi się trafić paru z nich, sam zostałem z jednym życiem. Zacząłem czuć presję, ale żeby jeszcze coś zdziałać ruszyłem znowu w teren w poszukiwaniu przeciwników, licząc na to, że uda mi się jeszcze paru postrzelić. Miałem wrażenie, że czas przeznaczony na grę już mija.
     I jak się okazało była to prawda. Będąc w środku lasu usłyszałem gwizdek. Wiedziałem, że sam nadal miałem jedno życie, ale nie wiedziałem, czy moja drużyna zdołała obronić fort, czy też niebiescy się do niego przebili. Jedyne, co mogłem teraz zrobić, to udać się na zbiórkę, więc zdjąłem maskę i poszedłem na miejsce spotkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz