13 stycznia 2018

Opowiadanie świąteczne: Chanyeol

     Od samego rana nie ruszyłem się z pokoju. Byłem zbyt pochłonięty pakowaniem prezentów. Co prawda wylosowałem karteczkę z imieniem Lucasa i to jemu miałem sprawić prezent, lecz kupiłem też drobiazgi dla pozostałych przyjaciół. Miałem coś dla Mike'a, Fabiena, no i oczywiście dla Stephena. Niestety, cała trójka, nawet Mike, który miał spędzić święta w szkole, wyjechała. Został mi tylko Lucas, ale nie przeszkadzało mi to. Dam mu prezent, powygłupiamy się, może pójdziemy w jakieś fajne miejsce... Pozostałym mogę dać prezenty gdy już wrócą.
     Prezent Fabiena zostawiłem na jego łóżku. Nie miałem tak łatwego dostępu do Mike'a i Stephena, więc na nich musiałem poczekać. Teraz pozostało mi już tylko zapakowanie prezentu dla mojego pierwszego, serdecznego przyjaciela. Jego upominek sprawił największy problem... Nie raz wspominał, że kocha sernik i pochłaniał ciasto w nadzwyczajnych ilościach. Nawet nie byłbym zdziwiony, gdyby założył funclub sernika ze specjalnymi gadżetami.
Skoro tak kochał sernik, w prezencie sprawiłem mu jeden z lepszych, który podobno wszyscy chwalą. Dla żartu kupiłem też wielki, pluszowy kawałek sernika. Kiedy zobaczyłem to pierwszy raz zastanawiałem się, kto w ogóle produkuje coś takiego, chociaż z drugiej strony całkiem się ucieszyłem. Taki "pluszak" od razu skojarzył mi się z przyjacielem.

     Gdy tylko skończyłem pakowanie, ruszyłem na poszukiwanie Lucasa. Miałem już nawet pomysł, jak moglibyśmy spędzić dzień. W końcu siedzenie na stołówce lub w dormitoriach było nudnym zajęciem. Na dodatek Lucas miał już współlokatora, więc nie mogliśmy zrobić sobie filmowego wieczoru. Byłem pewien w stu procentach, że przyjaciel chętnie przystanie na moją propozycję.
     Znalezienie Lucasa nie było trudne, siedział na stołówce i jak zwykle wyglądał, jakby szukał kogoś, kto mógłby zostać ofiarą jego żartów. Podszedłem do niego wesoło i wyciągnąłem ręce, podsuwając mu całkiem duży pakunek. Z początku chłopak popatrzył na mnie podejrzliwie, ale zaraz potem zabrał się za otwieranie prezentu. Uśmiechnąłem się widząc jego zachwyt, gdy wyciągnął wielki, pluszowy sernik. Uśmiech jednak zszedł mi z twarzy, kiedy Lucas zaczął otwierać usta.
- Czekaj, nie...
Za późno. Ugryzł sztuczny sernik i na jego twarzy momentalnie pojawiło się zaskoczenie. Prychnąłem śmiechem, nie wierząc, że sam nabrał się na coś takiego.
- Powinieneś najpierw się przyjrzeć. Prawdziwy sernik masz jeszcze w paczce. - powiedziałem z uśmiechem.
To najwyraźniej sprawiło Lucasowi jeszcze większą radość. Niestety nie mogłem pozwolić mu teraz na jedzenie sernika.
- Musisz trochę poczekać.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Mam na dzisiaj inne plany. I musimy pośpieszyć się z ich realizacją. - odparłem.
- Jakie plany? - oczy zaczęły mu błyszczeć.
- Idziemy do parku rozrywki.- zarządziłem z uśmiechem.
Tak jak przewidywałem, Lucas od razu się zgodził. Ja sam byłem już gotowy do wyjścia, więc poczekałem przy parkingu aż odniesie swój pluszowy sernik i ciasto. 
     Musieliśmy iść dość szybko, bo sprzedaż biletów była dzisiaj ograniczona. Kiedy Lucas nie nadążał i zaczynał się męczyć, niosłem go przez chwilę na plecach. Na całe szczęście, większość drogi mogliśmy na spokojnie przebyć autobusem i udało nam się dotrzeć do parku na czas.
Park nosił nazwę Six Flags Great America i wyglądał na bardzo duży. Chociaż część atrakcji była zamknięta ze względu na obecną porę roku, wciąż można było skorzystać z wielu atrakcji. Nawet niektóre kolejki górskie były czynne, więc postanowiliśmy zacząć od nich. Były naprawdę wielkie, pełne ostrych zakrętów, zjazdów i podjazdów. Całe szczęście, że nie pozwoliłem Lucasowi zjeść sernika...
     Po skorzystaniu ze wszystkich czynnych kolejek zaczęliśmy rozglądać się za innymi atrakcjami godnymi naszej uwagi. Szliśmy w ciszy, gdy nagle Lucas zaczął ciągnąć mnie za rękaw. Spojrzałem w kierunku budynku, który wskazywał. Wyglądał on raczej na trochę zaniedbany, co mnie zaskoczyło. Park utrzymywałby taką ruinę?
- Co to? 
- Dom strachów. -odparł wesoło Lucas.
No tak... To by wyjaśniało niezachęcający wygląd budynku. Przyjaciel już się zorientował, że czasem dość łatwo mnie wystraszyć lub zaskoczyć i pewnie chciał to teraz wykorzystać. Nienawidzę ciemnych pomieszczeń ani nagłych wrzasków, nawet oglądanie horroru nie jest dla mnie zbyt przyjemne.
- Idziemy tam. - oznajmił towarzysz.
- O nie...
- O tak!
     Oczywiście Lucas nie przyjmował odmowy i ruszył ochoczo w kierunku domu strachów, ciągnąc mnie za rękaw. Chociaż był całkiem silny, byłbym w stanie go zatrzymać i pójść w innym kierunku. Mimo to, sam nie wiem dlaczego, po prostu za nim poszedłem. Skoro miało mu to sprawić taką radość... Niech się dobrze bawi. Nawet jeśli będzie to zabawa moim kosztem.
     O dziwo atrakcja nie polegała na jeżdżeniu w wagonikach po budynku i oglądaniu strasznych rzeczy. Nie było tam tandetnych kukiełek stojących przy ścianach. Zamiast tego było bardzo dużo długich, ciemnych i wąskich korytarzy. Budynek od środka wyglądał tak, jakby serio był opuszczony i do tego nawiedzony. Gdzieniegdzie z sufitu zwieszały się jakieś bliżej nieokreślone przedmioty lub szeleszcząca cicho folia. Chciałem iść korytarzem trzymając się ręką ściany, ale okazało się to złym pomysłem. W paru miejscach w ścianę były wbudowane dziwne płyty przypominające drzwi, które nagle zaczynały mocno się trząść, tak jakby ktoś próbował się przez nie przebić. Już sam wygląd korytarzy mi wystarczył, a tajemnicze dźwięki dodatkowo mnie straszyły. Przymknąłem oczy i chwyciłem ramię Lucasa, mając nadzieję, że przyjaciel po prostu przeprowadzi mnie przez to wszystko. On jednak zaczął się śmiać i kazał mi iść z otwartymi oczami. Miałem mu odpyskować, ale akurat w tym momencie spod folii pokrywającej ścianę wysunęła się czyjaś ręka i poczułem zimną dłoń ściskającą moją kostkę. Kopnąłem na ślepo folię, wyrywając się z uścisku potencjalnego potwora, krzyknąłem i ruszyłem biegiem przez korytarz. Od czasu do czasu skręcałem w przypadkowe strony, aż w końcu wbiegłem na jakąś skrzynię. Kucnąłem za nią i schowałem twarz w dłoniach. Tak ciemno, zimno i ciasno... Dlaczego korytarze musiały być tak cholernie długie? Im więcej czasu to spędzałem, tym gorzej się czułem. Zaczynałem czuć ból w lewym uchu i miałem wrażenie, że zaraz znów będę miał atak. Musiałem jeszcze wytrzymać...
     Ogarnąłem się dopiero po chwili. Przecież zostawiłem Lucasa z tyłu, jak mam go teraz znaleźć w tym całym labiryncie? Zacząłem uspokajać samego siebie. Przecież nie mogło mu się nic stać, a korytarze na pewno są jakoś ze sobą połączone. Wyglądało też na to, że w budynku straszyli prawdziwi ludzie przebrani za duchy czy inne potwory, więc nikt nie skrzywdzi Lucasa. Zebrałem się w sobie i wstałem zza skrzyni. Przez chwilę patrzyłem na korytarz kończący się zakrętem, po czym ruszyłem w tamtą stronę. Miałem jednak trochę motywacji by znaleźć przyjaciela, więc dość szybkim krokiem przemierzałem kolejne korytarze, nie oglądając się na duchy ani podejrzane przedmioty.
     Lucas znalazł się dość szybko i mało brakowało, żeby oberwał. Jak się okazało, zauważył mnie wcześniej i zaczaił się za jednym z zakrętów, a gdy przechodziłem obok nagle na mnie wyskoczył. O mało mu się nie odmachnąłem, ale udało mi się powstrzymać.
- Chodź, tam gdzieś chyba było wyjście. - stwierdziłem cicho.
- Strach cię obleciał? - Lucas wybuchnął śmiechem. - Żałuj, że nie widziałeś samego siebie, gdy ten duch złapał cię za nogę!
- Tak, tak, na pewno było śmiesznie. Ale teraz już chodź. - popchnąłem go lekko.
     Gdy tylko udało nam się wyjść z domu strachów, przeprosiłem na chwilę Lucasa i poszedłem do łazienki. Tak jak się spodziewałem, znów dopadł mnie atak. W samą porę zdążyłem zamknąć za sobą drzwi i niemalże od razu padłem na kolana, gdy ogłuszył mnie ten piszczący dźwięk. Tak dawno nie miałem żądnego ataku, że prawie już zapomniałem, jaki to ból... Oparłem się plecami o drzwi i chwyciłem się za skronie. Liczyłem na to, że próba uspokojenia się coś da, ale wiedziałem, że muszę to po prostu przeczekać.
Nie trwało to na szczęście tak długo. Pewnie coś około minuty, chociaż dla mnie jak zwykle było to jak wieczność.
Otarłem pot z czoła i doprowadziłem się do porządku, po czym wyszedłem z łazienki.
- Przepraszam, że tak długo czekałeś. - mruknąłem do Lucasa.
- Nie ma sprawy. Pewnie przez to przerażenie ledwie zdążyłeś. - zaśmiał się, klepiąc mnie po plecach.
Chciałem zaprzeczyć i powiedzieć, że nie do końca o to chodziło, ale zamiast tego po prostu uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Poszukaliśmy jeszcze paru atrakcji i znaleźliśmy nawet kilka gier, w których udało nam się wygrać pluszaki i trochę jedzenia.
     Cały ten wypad do parku nieźle nas zmęczył i oboje zgodnie stwierdziliśmy, że czas wracać do szkoły. Na miejscu postanowiliśmy chwilowo rozejść się do swoich pokoi, ale później umówiliśmy się na stołówce. Wykorzystałem tą chwilę wolnego czasu na przebranie się i pogranie na telefonie.
W drodze na stołówkę myślałem, że to trochę nietypowe święta, ale pierwsze które obchodziłem z kimś i pierwsze, które tak mi się podobały. Nie do końca pamiętam, jakie tradycje świąteczne panowały w moim kraju, ale nawet spędzenie dnia bez tradycji, ale za to z przyjacielem było świetne. Byłem wdzięczny Lucasowi, że został w szkole i mogłem trochę się z nim powygłupiać. A z pewnością nie był to jeszcze koniec naszych zabaw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz